Sekundy dłużyły się w nieskończoność. Poczułam jak przeszedł mnie dreszcz. Nerwowo ściskałam coraz mocniej dłoń Adama. Daniel był coraz bliżej, a ja coraz bardziej zagubiona stałam jak wryta. Na jego twarzy można było dostrzec zdziwienie. Stanął i patrzył z niedowierzaniem. Już chciał się wycofać, kiedy w ciągu jednej krótkiej chwili puściłam rękę Adama, podbiegłam do Daniela i mocno go przytuliłam. Nie panowałam nad własnymi emocjami i tym co robię... Wzrok miałam spuszczony w dół, bojąc się spojrzeć mu w oczy. Drżałam, ręce mu się trzęsły. Już sama nie byłam pewna, czy to z nadmiaru emocji, czy z zimna.
- Kamila, to na prawdę Ty?
Wsłuchiwałam się w ledwo słyszalne słowa z ust brata. Odsunęłam się od niego i skinęłam głową na znak, że tak. Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Wiedziałam, że Adam stoi parę metrów dalej, jednak w tej chwili tworzył tylko zamazane tło. W końcu uniosłam nieco głowę i spojrzałam odważnie na Daniela. Byłam w szoku! Wyglądał zupełnie jak tata. Te oczy, rysy twarzy, kości policzkowe....Czułam, że zaraz się rozpłaczę. Odsunęłam się nieco.Zacisnęłam mocno zęby i obiecywałam sobie, że tego nie zrobię. Poczułam jak Adaś objął mnie opiekuńczo ramieniem, nie wiedząc nawet ile otuchy mi tym daje.
- Dobrze się czujesz? - spytał mnie brat.
- Tak, wszystko w porządku, jestem po prostu tylko zmęczona i zszokowana tym, jak Ty i tata jesteście do siebie uderzająco podobni. - odpowiedziałam niepewnie.
- Wiem, że miałem przyjść sam, ale uparła się, że chcę Cię zobaczyć i poznać...- zaczął Adam.
- Nic się nie stało, ja sam byłem zdziwiony, że zobaczyłem Was razem. - odpowiedział Daniel.
Rozmawialiśmy tak jeszcze z godzinę chodząc po chodnikach Grudziądza, biorąc powietrze głęboko w płuca, wyjaśniając sobie doszczędnie wszystkie sprawy. Czas płynął wolno, miałam wrażenie, że się zatrzymał.To wszystko wydawało się być nagłym oderwaniem od codzienności. Czymś niespodziewanym mającym, swoje wady jak i zalety...
Wracaliśmy z Adamem w ciszy. Obejrzeliśmy się tylko za Danielem. Trzymaliśmy się za ręce milcząc. Każde z Nas było zagłębione we własnych myślach, inaczej spoglądało na dzisiejszy dzień. Adaś gwałtownie pociągnął mnie za rękę.
- Kamila, gdzie Ty idziesz? - spytał zaskoczony.
- Co, co się dzieje? Już jesteśmy w domu? - rozejrzałam się dookoła i wybuchnęłam głośnym śmiechem, Adam nie był mi dłużny.
- Przepraszam, kochanie. Tak się jakoś zamyśliłam...- powiedziałam po chwili.
- Zauważyłem, jesteś dzisiaj nieprzytomna. - odparł z lekkim uśmiechem.
- Sam rozumiesz, ta cała sprawa z Danielem i tatą. - odparłam.
- Wiem, doskonale Cię rozumiem.
Poczułam oplatające się ręce Adama wokół mojej talii, więc wtuliłam się w Niego od razu. Spojrzałam w niebo pełne już świecących gwiazd. Księżyc oświetlał delikatnie chodnik przed moim domem. Miałam ochotę stać tak w nieskończoność, wdychając zapach Naszej miłości i wzajemnego zrozumienia. W oknie stała zatroskana mama spoglądając na Nas z uśmiechem. Była szczęśliwa i to było widać. Prawie cały wolny czas spędzała z Tomkiem. Nie miałam jej tego za złe. Kocham ją i uwielbiam patrzeć na nią kiedy jest szczęśliwa.
- Mama na Nas patrzy, wiesz? Chyba czas wrócić do domu. - zaśmiałam się cicho.
Oboje pomachaliśmy jej z szerokimi uśmiechami na twarzy.
- No tak. - odparł niechętnie Adaś. - Jak trzeba to trzeba, niechętnie wypuścił mnie ze swoich objęć i pocałował delikatnie w usta.
Zarumieniłam się lekko i uśmiechnęłam zarazem.
- Dziękuję Ci za dzisiejszy dzień. - wyszeptałam.
- Doskonale wiesz, że nie ma za co. Leć już, a na jutro przygotowałem dla Ciebie niespodziankę, jeśli wiesz o co mi chodzi.
Pocałowałam Go w policzek na pożegnanie i skierowałam się w stronę domu rozmyślając co ten wariat znowu wymyślił.