Ciepłe promienie słońca próbowały się przebić przez zielone, szpitalne zasłony. Wędrując cicho po sali oświetlały na kilka sekund miejsce po miejscu, aż w końcu na dobre zatrzymały się przy mojej twarzy. Otworzyłam niechętnie oczy, a w mojej głowie kłębiły się myśli sięgające ostatniego wieczoru. Usilnie próbowałam posklejać sobie wszystko w całość. Denerwowało mnie to, że wciąż nie mogę skojarzyć pewnych faktów. Nienawidziłam tego uczucia niepewności. Lekarz oznajmił, że jutro rano zostanę wypisana ze szpitala i będę mogła wrócić do domu, w którym i tak będę musiała spędzić jeszcze trochę czasu, leżeć w łóżku i takie tam. Wcale tego nie chciałam, chciałam wrócić do szkoły, ludzi. Chciałam, żeby było jak dawniej. Około godziny szesnastej rozległo się ciche pukanie do drzwi mojej sali.
- Kochanie, Adaś przyszedł, mogę Go wpuścić? Dobrze się czujesz?
- Tak mamo, wszystko w jak najlepszym porządku, wpuść go.
Po chwili do sali wszedł niebieskooki blondyn, słodko się uśmiechając.
- Cześć, mała. - powiedział i pocałował mnie w czoło. - jak się czujesz ? - dodał po chwili.
- Dobrze, jutro rano mnie wypisują. Straszna tu nuda. A Tobie jak minął ranek?- spytałam zaciekawiona, usiadłam Mu na kolana i wtuliłam się w Niego. Objął mnie tylko mocniej i uśmiechnął się pod nosem.
- Chyba dobrze, nie pamiętam w sumie, czy robiłem coś ciekawego poza myśleniem o Tobie. - powiedział i wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
- Głupek - dodałam po chwili.
- Też Cię kocham, skarbie. - odpowiedział cicho.
Odgarnął moje niesforne kosmyki włosów z policzka i delikatnie, niepewnie zbliżył swoją twarz do mojej. Delikatnie musnął moje wargi. Nie minęła dłuższa chwila, a na mojej twarzy pojawiły się dwa, duże rumieńce. Spuściłam szybko głowę, a na mojej twarzy było widać zakłopotanie. Nie chciałam Go rozczarować, nie mogłam ...
Gdzieś około drugiej nad ranem się przebudziłam. W szpitalu panowała cisza. Czasami można było usłyszeć pochrapywanie pana Lansta, sympatycznego staruszka po siedemdziesiątce. Po chwili usłyszałam dźwięk stukania w szybę okna, w mojej sali. Postukiwanie powtórzyło się jeszcze kilkakrotnie, a potem ktoś zaczął krzyczeć cicho moje imię. Przez chwilę miałam wrażenie, że może śnię. Kiedy byłam już pewna, że ro wcale nie sen, chwilę się jeszcze namyślałam, a następnie otworzyłam okno. Od razu na swojej skórze poczułam chłód dzisiejszej nocy. Ta, nie należała do najcieplejszych. Rozejrzałam się dookoła.
- Psssssyt, na dole. - powiedział chłopak.
Odruchowo spojrzałam w tamta stronę. Od razu go poznałam.
- Kamila...- zaczął.
- Marcin ?! Co ty tu robisz o tej porze ? - zapytałam pełna obaw.
świetny ; )
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie: *