Obudziły mnie głosy dochodzące z korytarza. Za chwilę do sali weszła mama z wiadomością, że mogę już wrócić do domu. Kiedy opuściłam szpitalne ściany, na swojej twarzy poczułam rzeczywistość, która stała do mnie otworem. W moich włosach cicho szeptał wiatr, a ludzie na ulicach wyglądali jakby ktoś odebrał im chęć bycia. Z ich oczu i wyrazu twarzy można było wyczytać uch monotonię dnia codziennego. Wszystko było dla mnie takie nowe, a jednak dobrze znane. Nie chciałam być jak oni, nie mogłam...
Kiedy mama otworzyła drzwi od domu, a ja usłyszałam dźwięk przekręcającego się zamka przeszedł mnie dreszcz. Weszłyśmy, a po chwili poczułam jak wielka fala gorąca uderza w każde miejsce mojego ciała. Nie minęła chwila, a już przy moich nogach plątała się Niki.
- Wszystko w porządku? - spytała mnie mama.
- Tak, tak. Jestem tylko trochę zmęczona, pójdę do siebie.
- No dobrze, potem do Ciebie zajrzę.
Nie odpowiedziałam. Szłam jak w transie po schodach prowadzących mnie do moich własnych czterech ścian nieistniejącego jeszcze koszmaru. Bałam się złapać za klamkę. Niby to tylko zwykły pokój z meblami i innymi zwykłymi rzeczami, ale co mnie tam czeka ? Otworzyłam drzwi i zrobiłam pierwszy krok do mojego pokoju. Po chwili namysłu musiałam przyznać, że wszystko było jak dawniej. Więc dlaczego czułam strach ? Rzeczy ze szpitalnej torby wrzuciłam do prania, a sama marzyłam o tym, żeby wziąć zimny prysznic. Kiedy bosą stopą dotknęłam zimnej posadzki łazienki wzdrygnęłam się lekko. W końcu weszłam pod prysznic, aby pozwolić sobie na chwilę relaksu. Po jakiś trzydziestu minutach wyszłam z kabiny, załatwiłam resztę mało ważnych spraw i poszłam położyć się do łóżka. Podłączyłam słuchawki do telefonu. Miałam nadzieję, że przy kilku ulubionych kawałkach szybko zmorzy mnie sen. Zasnęłam. Po pewnym czasie przebudziłam się lekko zdezorientowana. Słuchawki nadal miałam w uszach, lecz mimo to słyszałam w nich tylko głuchą ciszę. Przecież doskonale pamiętałam, że kiedy zasypiałam muzyka grała w nich na ful. Telefon chyba się zaciął, bo nie mogłam go w żaden sposób uruchomić. Nagle coś szarpnęło mną tak gwałtownie i mocno, że po moich policzkach spłynęły mi łzy. Coś przycisnęło mnie mocniej do łóżka, nie dając mi złapać oddechu. W pokoju nie było nikogo oprócz mnie, przecież jeszcze dobrze widzę. Jednak coś zaciskało się na mojej szyi coraz mocniej, dusiło mnie. To COŚ chciało mnie zabić...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz